29 września 2011

Marudzenie z Rodos

Siedzę sobie na Rodos. Kryzysu nie widać. To chyba dobrze. Było trochę zabawy z odzyskaniem broni na lotnisku, brakowało podobno jakichś papierów. Celnicy zachowywali się jak kurczaki z odciętymi głowami. Policjant spokojnie wspominał spotkania z naszą Żandarmerią Wojskową w Afganistanie. Aż tu nagle pojawił się pan z firmy Olimpic, obejrzał paszport i wydał broń. Bez tego "papierka". Jak dotarłem do autokaru czekającego na transfer inni pasażerowie byli gotowi do linczu. Zwłaszcza że pilotka powiedziała że zniknąłem w.... toalecie.

Vince Pinto malowniczo opisuje na Global Village przygody kulinarne wierchuszki IPSC (wszytko jak mniemam na koszt organizatora... czyli zawodników) i jak odbierają w pompą i paradą z lotniska dyrektorów regionalnych, Wielkich Przyjaciół jego i Nicka. Kampania wyborcza w pełni - w końcu trzeba bronić kasy i przywilejów. Sądząc po zamieszaniu i przedziwnych pomysłach zmian w przepisach IPSC zaczyna zjadać własny ogon, a strzelcy stają się najmniej ważnym elementem.

Składy na mecz główny jeszcze, oczywiście nie gotowe. Było na to pół roku, to co się dziwić? Ciekawe czy pan Alain Joly będzie równie kreatywny jak w zeszły,m roku w Serbii - biorą pod uwagę, że kulinarne wyczyny wymagają dobrej popitki...

A poza tym to jest gorąco, morze jest słone a knajpy drogie. I muszę chodzić do sąsiedniego hotelu, żeby złapać otwarte WiFi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz